Listy wyborcze PiS do parlamentu – to wiemy już teraz
Czy ci ludzie dadzą PiS zwycięstwo? Poproszono mnie o komentarz, więc powróżyłem nieco z fusów, wprost do kamery TV Trwam. Bo tak naprawdę, podjęte decyzje zweryfikuje wynik wyborczy a wcześniej przebieg samej kampanii. Tzw. jedynki wyborcze czytał sam prezes Jarosław Kaczyński. Tym razem do dziennikarzy posłano Krzysztofa Sobolewskiego. To oczywiście może niewiele znaczyć, ale nie byłbym taki pewny dogmatycznie serwowanego poglądu, iż o wszystkim w pełni decyduje prezes PiS.
Jeśli jednak szukać konkretnej odpowiedzi na pytanie, skąd tacy a nie inni kandydaci trafili na listy, trzeba by przyjrzeć się sprawie naukowo – najlepiej za pomocą politologicznej analizy decyzyjnej. Poważni gracze polityczni nie podejmują takich decyzji szybko i w próżni. Nawet brzydzący się (do niedawna jeszcze) partyjną robotą Paweł Kukiz, kiedy pierwszy raz przyszło mu obstawiać ludźmi 41 okręgów, poświęcił sporo czasu na spotkania z kandydatami, biogramy itd.
W przypadku PiS lub PO, trzeba wziąć pod uwagę, poczynając od jasnego określenia faktycznego decydenta, szereg różnych czynników:
a) kontekst polityczno-medialny okresu zapadania decyzji,
b) układ władzy wewnątrz i na zewnątrz partii: liderzy, zasłużeni w boju, koalicjanci, rząd, prezydent, konkurenci i ich programy oraz strategie wyborcze itd.,
c) osobowość polityczna decydenta i jego doświadczenie, styl decydowania,
d) kontekst socjo-ekonomiczny otoczenia, w tym różnego typu sondaże, analiza jedynek i postaci je wspierających w okręgach, czy też potencjał do rywalizacji o poszczególne grupy wyborców oraz potencjał mobilizacji własnego elektoratu.
Z tak nakreślonych płaszczyzn wyciągamy ciągi przyczynowo-skutkowe i rozważamy, który czynnik miał znaczenie decydujące. Jak widać, roboty jest sporo. Tak na pracę magisterską lub doktorat – z uwzględnieniem poszerzenia bazy źródłowej, czyli zaglądania pod płaszczyk oficjalnych komunikatów ze sztabów (aby dowiedzieć się coś więcej niż piszą w „Rzepie” lub pokazują w „Uchu prezesa”). Ja niestety czasu i chęci na drugi doktorat póki co nie mam…
Pozostaje zatem postawić kilka typów-hipotez, bazując na oglądzie sytuacji politycznej ostatnich tygodni, dotychczasowych obserwacjach składów list i wyników wyborów, szczególnie tych parlamentarnych z 2015 roku i do europarlamentu z 2019 roku, czy też na oficjalnie publikowanych sondażach.
1. Wygląda na to, że przy obsadzie miejsc „pozajedynkowych” kluczowe znaczenie miała płaszczyzna układu władzy wewnątrz partii oraz stan pozostałych podmiotów polityki. Mamy bowiem liczne grono członków rządu (nieźle ocenianego w sondażach, co może w zamyśle decydenta przekładać się na większe szanse w kampanii wyborczej), mamy też wielu „zasłużonych w boju”, niekiedy jeszcze z czasów Porozumienia Centrum. W partii Prawo i Sprawiedliwość od lat odgrywają oni istotne role (vide Suski, Kuchciński et consortes) i to przekłada się niejednokrotnie na wyższe pozycje od osób młodych, świeżych stażem, rokujących nadzieje na karierę polityczną. Dla mnie szczególnie interesujące będą wyniki Marcina Horały (Gdynia) i Marcina Ociepy (Opole) do Sejmu oraz Krzysztofa Mazura jako kandydata do Senatu w Krakowie.
2. Kolejny raz Jarosław Kaczyński utrzymał w ryzach koalicjantów, nie dając im więcej niż otrzymywali do tej pory. Liderzy „Porozumienia” i „Solidarnej Polski” mają miejsca biorące, ich zaplecze już znacznie gorzej (wyjątki w Nowym Sączu i Poznaniu). Ale to już wiemy, że nie samą liczbą poselskich szabel mierzy się wpływy i nagrody za lojalność w obozie Zjednoczonej Prawicy. Sam Kaczyński wielokrotnie w III RP wykazywał się niesamowitą intuicją polityczną i zdolnością do skutecznej realizacji taktycznego układania sceny politycznej. Gdyby to było konieczne dla zapewnienia końcowego triumfu, znalazłby na listach (i nie tylko tam) miejsca nawet i dla PSL.
3. Lider PiS przytomnie też wykonał swoją pracę przy rozbiorze Kukiz 15. Uzyskał dobre nazwiska, lokując je na przeciętnych miejscach. Jeśli wejdą – plus dla nich i otwarcie wrót do kariery w ramach nowego obozu, jeśli zaś nie wejdą – widocznie nie potrafili udowodnić, że znaczą więcej niż przeciętni, ale za to lojalni od wieli lat politycy z drugiego i trzeciego szeregu PiS. Niestety, demoliberalny system partyjny i wyborczy sprzyja takiej właśnie logice decydowania.
4. Widać pewien odpływ mocnych nazwisk, co stało się prostą konsekwencją sukcesu w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Szczególnie uwidacznia to zestaw kandydatur do Senatu, gdzie znane nazwiska i publicznie rozpoznawalne twarze pojawiają się właściwie tylko w okręgach, w których od wielu lat PiS wygrywa. Przy „jednomandatówce” to rozróżnienie staje się kluczowe. Jednak wystartować trzeba wszędzie, więc przynajmniej na poziomie rywalizacji o Senat główny przekaz kampanijny PiS może mieć charakter bardziej scentralizowany, ogólnokrajowy a mniej regionalny.
Podsumowując, kierownictwo PiS zdecydowało. Zapewne oczekiwania wobec tych wyborczych list są wielkie. Chodzi bowiem nie tylko o powtórzenie wyniku z 2015 roku w Sejmie (system przeliczania głosów d’Hondta będzie w obecnym układzie sprzymierzeńcem PiS-u), ale także o obronę Senatu, o który bić się mogą po stronie (zjednoczonej?) opozycji mocne nazwiska. Tutaj w PiS sporo ryzykują, ale… jest przecież także pod ręką to wszystko, co do tej pory świetnie działało: etatystyczno-demagogiczna polityka społeczna, sztucznie przedłużana koniunktura gospodarcza, konglomerat przychylnych mediów, a chwilowo także względny spokój na arenie unijnej. Tym razem może to do zwycięstwa w wyborach i utrzymania władzy jeszcze wystarczyć.