Podpisanie Konkordatu przez rząd Hanny Suchockiej i polityczna walka o jego ratyfikację

Hanna Suchocka na tle siedziby Sekretariatu Episkopatu Polski

Umowa Konkordatowa z 1993 roku przyniosła szereg korzyści, a jej elementy trwale wrosły w nasze życie. Dzięki niej, gwarantowane są podstawowe prawa katolików w przestrzeni publicznej, a młodzi Polacy mogą wstępować w związek małżeński od razu w kościele – bez konieczności odwiedzania wcześniej Urzędu Stanu Cywilnego. Warto jednak przypomnieć, w jakich okolicznościach Konkordat został przyjęty i jak wiele zdarzeń minęło do czasu, gdy wszedł w życie.

W dniu 28 lipca 1993 roku polski rząd kierowany przez Hannę Suchocką (Unia Demokratyczna) zawarł Umowę Konkordatową ze Stolicą Apostolską. Traktat negocjowano wcześniej w ramach państwowo-kościelnej komisji, na podstawie projektu przedłożonego przez urzędników rządu Hanny Suchockiej. W imieniu Kościoła podpis pod umową składał ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk, natomiast ze strony Rady Ministrów – minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski.

Podpisanie Konkordatu nastąpiło równo 2 miesiące po uchwaleniu przez Sejm większością jednego głosu wotum nieufności dla rządu Suchockiej. Wywołało to konieczność podjęcia przez prezydenta Lecha Wałęsę decyzji: przyjęcia dymisji Rady Ministrów lub zachowania jej bytu i zarazem rozwiązania parlamentu. Po trzech dnia Wałęsa wybrał to drugie. Przyspieszone wybory miały odbyć się jesienią, a rząd miał pełnić obowiązki aż do zaprzysiężenia nowej Rady Ministrów.

Podejmując się finalizacji rozmów z Episkopatem, Hanna Suchocka wykazała dużą determinację i zarazem wykorzystała polityczną pustkę, jaką wywołało rozwiązanie Sejmu. Jej rząd nie mógł już zostać wówczas pociągnięty do odpowiedzialności politycznej za swoje działania.

Ale zamiast tego, straszono czym innym. Latem 1993 roku postkomuniści z SdRP uzyskali najmocniejszą pozycję polityczną po rozpadzie PZPR. Nie przebierali w atakach na Kościół i rząd w związku z podpisaniem Umowy Konkordatowej. Do chóru polityków dołączyli też znani konstytucjonaliści (często z komunistycznym rodowodem), którzy twierdzili, iż prawno-ustrojowy status rządu po rozwiązaniu parlamentu nie pozwalał na podejmowanie decyzji wykraczających poza bieżące administrowanie państwem. W tym kontekście decyzja o podpisaniu umowy ze Stolicą Piotrową w tych warunkach była niewątpliwie aktem odwagi.

Była premier po latach twardo broni uprawnień swojego gabinetu w sprawie podpisania Konkordatu. W wywiadzie dla RMF FM powiedziała: „Rozwiązując parlament, prezydent Wałęsa zdecydował, że rząd może dalej działać. Do kompetencji rządu należało podpisanie tej umowy, natomiast wiadomo było, że ostatecznie o jej losach zdecyduje parlament”.

Zawarcie traktatu nie oznaczało, że zacznie on obowiązywać. Polskie przepisy konstytucyjne przewidywały dla wejścia w życie tego typu umowy dwustopniową procedurę ratyfikacyjną. Najpierw zgodę na ratyfikację miały udzielić bezwzględną większością głosów Sejm i Senat, następnie ratyfikacji miał dokonać Prezydent RP.

To jednak w parlamencie lat 1993-1997 – zdominowanym przez SLD i PSL – nie następowało. Mnożyły się polityczne ataki na Konkordat, w których, bez związku z rzeczywistymi zapisami traktatowymi, formułowano zarzuty tworzenia w Polsce „państwa wyznaniowego”, czy też wyjęcia osób duchownych ponad obowiązujące prawo. Sytuację tę utrwalała postawa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który jako zadeklarowany ateista nie ukrywał, iż ma do Konkordatu zastrzeżenia.

Na początku lipca 1994 roku Sejm zdecydował, iż zgoda na ratyfikację zostanie poddana pod głosowanie najwcześniej w następnym roku. Równocześnie głosami postkomunistów powołano komisję nadzwyczajną, która miała sprawdzić zgodność Konkordatu z… nieistniejącą jeszcze, projektowaną konstytucją.

W latach 1995-1997 Konkordat pozostawał bez ratyfikacji. Trwała walka o jego trwałe zablokowanie, w której jednak przeciwnicy umowy nie zawsze posiadali większość głosów do przeforsowania swoich planów. Dość wspomnieć, że Sejm odrzucił sprawozdanie komisji nadzwyczajnej, a Trybunał Konstytucyjny podważył legalność jej działań.

Sytuację polityczną wokół Konkordatu zmieniły wybory parlamentarne w październiku 1997 roku. Nowy układ sił w Sejmie i Senacie doprowadził do uchwalenia zgody obu izb na ratyfikację traktatu. Teraz presja na jego wejście w życie przeniosła się na Kwaśniewskiego. Prezydent ustąpił i w dniu 23 lutego 1998 roku dokonał aktu ratyfikacji umowy.

Konkordat jest umową między Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską, regulującą szereg kwestii w relacjach wzajemnych między obu podmiotami. Zasadniczo oparty został o trzy filary: wzajemnej autonomii i niezależności politycznej władzy świeckiej oraz władzy duchownej, wolności religijnej w wymiarze indywidualnym i w przestrzeni publicznej, bezstronności państwa w sprawach światopoglądowych – tej ostatniej nie należy mylić ze stosowaną w innych państwach tzw. zasadą neutralności światopoglądowej.

Dzięki Umowie z 1993 roku możliwe jest m.in. zawieranie tzw. małżeństw konkordatowych, czyli skupienie uwagi Młodej Pary na istocie udzielanego sobie świętego sakramentu oraz podpisanie dokumentów urzędowych przy okazji ceremonii ślubnej – na kościelnym ołtarzu bądź w zakrystii. Takie małżeństwa stanowią w Polsce ponad 62 proc. wszystkich zawieranych związków.

Paweł Momro

Artykuł pierwotnie opublikowano na portalu PCh24.pl.