Justin Trudeau i „reforma” ordynacji wyborczej

Justin Trudeau - premier Kanady

W 2015 roku wybory w Kanadzie zdecydowanie wygrała Partia Liberalna z Justinem Trudeau na czele (centrowa gospodarczo i skrajnie lewicowa obyczajowo). Władzę musiał oddać „konserwatywny” rząd Stephena Harpera. To był nokaut, coś w stylu PiS poniżającego PO w tym samym roku, również w wyborach parlamentarnych. Justin Trudeau, na podstawie kanadyjskiego prawa wyborczego i sposobu przeliczania głosów na mandaty, z 39% głosów wyciągnął ponad 51% miejsc w izbie. Triumfował, utworzył jednopartyjny rząd i niespecjalnie musiał liczyć się z kimkolwiek.

 

Nowy kanadyjski premier, wzmocniony powyborczą falą „approval rating”, zapowiedział, że – jak to przystało na prawdziwych demoliberałów – zaproponują oni reformę prawa wyborczego, aby nie zniekształcało ono tak jak dotychczas woli wyborców w przełożeniu na parlamentarne mandaty. Liberałów poparły w tym zamyśle, za wyjątkiem Konserwatystów, wszystkie inne ugrupowania parlamentarne. No i początkowo wyglądało to dostojnie: komisja specjalna powołana do opracowania nowej ordynacji, zapowiedź poddania jej pod referendum ogólnokrajowe itp.

 

Minęło trochę czasu i co się stało? Przyszedł rok 2017 i wraz z nim osłabienie sondaży poparcia partyjnego dla rządzącej Partii Liberalnej oraz znaczne osłabienie Trudeau w sondażach „approval rating”. Niespecjalnie była w stanie zyskać na tym Partia Konserwatywna, ale w siłę rósł separatystyczny Bloc Quebec, niezadowolenie z rządów federalnych rosło także na zachodzie Kanady. No i nagle premier swoje poparcie dla reformy ordynacji wyborczej wycofał. Dopytywany dlaczego, odpowiedział: „Ponieważ poczułem, że to nie było w najlepszym interesie naszego kraju i naszej przyszłości” i przywołał wątpliwości, co do alternatyw wobec obecnego systemu „zwycięzca bierze wszystko”, gdyż mogłyby one dać „zbyt dużo władzy” głosom ekstremistycznym i aktywistycznym, a to stworzyłoby niepewność i niestabilność w państwie.

 

Skąd my to znamy? Czy demoliberalizm zawsze degeneruje się w ten sam sposób? Przecież postawa Trudeau oznacza tyle, że dobre prawo wyborcze to takie, które wycina wszystkich konkurentów politycznych szczególnie nam niesprzyjających (co innego uczesani, grzeczni „konserwatyści”) oraz zagrażających naszym instytucjom i interesom. A że te ostatnie ustanowione zostały niewzruszalnie, niczym władza komunistów w Polsce, której – jak twierdził Gomułka – mieli nie oddać nigdy, to trzeba ich bronić jak niepodległości, wycierając sobie gębę interesem kraju i spokojem społecznym.