Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 14 lipca 2021 r. w sprawie P 7/20 – komentarz

wyrok trybunału konstytucyjnego

Wyrok z 14 lipca dotyczy szalenie istotnej sprawy – zgodności bądź sprzeczności zapisów kluczowych unijnych traktatów z konstytucyjnymi zasadami demokratycznego państwa prawnego, legalizmu, prymatu ustawy zasadniczej w kontekście kompetencji przekazywanych przez państwo członkowskie organom Unii Europejskiej. Mamy bowiem kompetencje, które Rzeczpospolita Polska przekazała na mocy art. 90 Konstytucji RP, a także inne wybrane kompetencje – jak np. kontrola modelu i struktury władzy sądowniczej, kontrola niezawisłości sędziów – do korzystania z których organy Unii Europejskiej domniemują swoje prawo na mocy bardzo ogólnych artkyułów pochodzących z Traktatu o Unii Europejskiej bądź Traktatu z Lizbony.

Rozstrzygnięcie Trybunału mówi o niezgodności działań Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z przepisami Konstytucji RP w zakresie nakładania na Polskę poza zakresem kompetencji tegoż trybunału zobowiązań dotyczących krajowego sądownictwa. W warunkach stabilnego systemu konstytucyjnego państwa, przy właściwym przeprowadzeniu postępowania i wydaniu orzeczenia z przekonującym, mocnym merytorycznie uzasadnieniem, nie byłoby zapewne pola do dyskusji – wyrok taki musiałby być respektowany, zarówno w Warszawie, jak i Strasburgu. Argument prymatu prawa ustanowionego mocą konstytucji nad ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi i dalej nad ustawami, dekretami, rozporządzeniami i zarządzeniami, jest tutaj nie jedynym, ale chyba najmocniejszym dowodem, który pośrednio też przesądza o zachowaniu przez państwo podstaw suwerenności.

Niemniej jednak, rozstrzygnięcie z 14 lipca zapadło w warunkach narastającego chaosu prawnego i politycznego. Po pierwsze, problemów nastręcza skład rozpatrujący wniosek Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. W składzie orzekającym znajdowały się osoby, których polityczna aktywność w tej konkretnej sprawie stawia pod znakiem zapytania utrzymanie zasady bezstronności Trybunału przy wydawaniu orzeczenia. Mam tu na myśli sędziów Krystyną Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza. W trakcie procedowania wniosku (a trwało to kilka miesięcy) pierwsza z wymienionych ze składu zniknęła, drugi natomiast został przewodniczącym składu.

Trzeba też mieć na uwadze, iż w niektórych dotychczas rozpatrzonych sprawach Europejski Trybunał Praw Człowieka niejako rykoszetem kwestionował kognicję polskiego Trybunału Konstuytucyjnego do orzekania o konstytucyjności w zakresie personalnym obejmującym osoby powołane do tegoż trybunału na miejsca już obsadzone. Trzeba przy tym uczciwie dodać, że zdanie odrębne w sprawie opublikował wybitny konstytucjonalista sędzia Jarosław Wyrębak, zdaniem którego polski Trybunał Konstytucyjny nie może być klasyfikowany do grona sądów w interpretacji ETPCz. Zatem, mając do dyspozycji 15 sędziów Trybunału Konstytucyjnego, można było w tej konkretnej sprawie złożyć skład nie zawierający sędziego Justyna Piskorskiego. Zawsze to jeden argument mniej przeciwko linii orzeczniczej polskiego sądu konsytucyjnego.

Po drugie, polski Trybunał pominął istotny element procedury badania konstytucyjności prawa unijnego. Jak bowiem zauważa w specjalnym oświadczeniu grupa 25 sędziów TK w stanie spoczynku, przed wydaniem wyroku nie wystąpiono do strasburskiego trybunału z pytaniem prejudycjalnym dotyczącym wykładni zaskarżonych przepisów. Uzyskanie odpowiedzi na takie pytanie (lub jej braku) byłoby elementem wzmacniającym uzasadnienie dla takiego właśnie werdyktu polskiego sądu konstytucyjnego. Jeśli bowiem TSUE miałby dokonywać wykładni prawa unijnego, musiałby tutaj albo mocno nagiąć zakres kompetencji przekazanych przez państwo członkowskie, albo też dokonać interpretacji bardzo ogólnych norm prawa pierwotnego, z których miałyby wynikać jego szczegółowe kompetencje. Innymi słowy mówiąc, droga do autokompromitacji strasburskiego sądu stałaby otworem. Tak się jednak nie stało.

Mało tego, poważnych wątpliwości dostarcza status prawny samej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Ogólnie mówiąc, izba ta została wskazana w uchwale trzech izb SN jako podmiot powołany i funkcjonujący niezgodnie z przepisami prawa. Z kolei czy Trybunał Konstytucyjny mógł wstrzymać wykonanie takiej właśnie uchwały, która przecież nie jest aktem normatywnym? I kolejne pytanie: czy przy ocenie konstytucyjności podstaw orzekania w tej sprawie przez strasburski trybunał, a więc – jakby nie patrzeć – przy podejmowaniu decyzji o bycie Izby Dyscyplinarnej SN można ignorować administracyjne i orzecznicze praktyki tej izby? Prof. Mirosław Granat, który bliżej przygląda się jej funkcjonowaniu, wskazuje, iż odracza się tam posiedzenia bez terminu, co wpływa paraliżująco na działanie części systemu sądowniczego. To bardzo trudne pytania.

Dodatkową trudność w udzieleniu na nie odpowiedzi wygenerowały działania władz publicznych wobec Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, których niechlubna tradycja sięga połowy 2015 roku i końcówki rządów koalicji PO-PSL. Od tej pory aż do dzisiaj podejmuje się ciąg różnych decyzji, których wspólnym mianownikiem jest uzyskanie konkretnych korzyści politycznych przez jedną ze stron sceny partyjnej. To recypowanie partyjnej walki na grunt sądownictwa konstytucyjnego i wymiaru sprawiedliwości degeneruje instytucje od wewnątrz i podważa ich autorytet. Stąd właśnie tak wielkie emocje i kontrowersje, jakie wzbudza wyrok TK z 14 lipca.

 

dr Paweł Momro